Budapeszt o bez wątpienia jedna z najpiękniejszych stolic Europy, która każdego roku przyciąga dziesiątki tysięcy turystów z całego świata. Kierunek ten cieszy się też szczególną popularnością wśród Polaków ze względu na relatywnie tanie loty z wielu polskich lotnisk. My odwiedziliśmy Budapeszt zimą, pod koniec 2023 roku, łącząc ostatni weekend grudnia z nocą sylwestrową. Czy był to dobry pomysł? Zapraszamy do lektury!
Sylwester w Budapeszcie to dość ciekawy sposób na zimowy city-break. My lecieliśmy bezpośrednio z Warszawy, a lot trwał zaledwie godzinę. Po wyjściu z lotniska od razu trafiliśmy na autobus jadący do centrum miasta — wszystko odbyło się bez żadnych przygód (bilety możecie kupić w automacie). Przez okna z zainteresowaniem przyglądaliśmy się miastu, które spowiła już mroźna mgła nocy i po około 40 minutach jazdy wysiedliśmy na naszym przystanku. Szybko dotarliśmy do hotelu i położyliśmy się spać. Kolejnego dnia stolica Węgier odkryła przed nami swoje prawdziwe zimowe oblicze. Świeciło piękne słońce, wiał delikatny chłodny wiaterek i zdawało się, że to wiosna, a nie koniec grudnia. Zaintrygowani ruszyliśmy na długi spacer i już po chwili uderzyła w nas monumentalność tego miasta z domieszką awangardy. Potężne kamienice kontrastowały z tzw. ruin bars, czyli unikatowych pubach, które powstawały w opuszczonych budynkach. Do tego sporo graffiti, śmieci; dziwnie wyglądający ludzie (vibe Berlina) i sporo nagabywaczy.
Nie wyglądało to ciekawie, ale na szczęście było to tylko kilka uliczek w starej dzielnicy żydowskiej, bo bliżej ścisłego centrum zrobiło się czyściej i przyjaźniej. Byliśmy bardzo głodni. Problem w tym, że wypad sylwestrowy do Budapesztu postanowiły zorganizować tysiące innych osób i niemal każda knajpa straszyła długą kolejką. Krążyliśmy więc w okolicy centrum, a dokładniej bazyliki św. Stefana aż natrafiliśmy na bożonarodzeniowy jarmark — sprzedawano tam świąteczne bibeloty, a także kiełbasy, pierogi, zapiekanki… Słowem: żarcie drogie, średniej jakości i charakterystyczne dla wszelkich imprez festynowych. Sam klimat tego miejsca był jednak super — zwłaszcza wieczorem, gdy podświetlono wielką choinkę i wszystkie uliczki dookoła bazyliki. Odbywały się tam także koncerty, ciągle słyszeliśmy świąteczne piosenki — bajkowo!
Głód doskwierał coraz bardziej, więc w końcu postanowiliśmy udać się do byle jakiej knajpy serwującej przede wszystkim langosze. Nie było rewelacji, ale przynajmniej brzuchy najedzone, to można dalej zwiedzać. Doszliśmy do Dunaju i Mostu Łańcuchowego. Wszędzie tłumy ludzi, ale pogoda sprzyjała spacerom. Przeszliśmy dalej, by zobaczyć parlament, a potem udaliśmy się na Wzgórze Gellerta.
Widoki piękne, wszędzie świąteczna atmosfera, jarmarki, grzane wino, światełka, muzyka… Tylko ludzi mogłoby być trochę mniej, żeby można było w spokoju się najeść i ogrzać. :)
Noc Sylwestrowa dłużyła się niemiłosiernie. O 22 byliśmy już ledwo żywi, a wszystkie knajpy i restauracje pękały w szwach. Było jeszcze więcej ludzi (tysiące albo i dziesiątki tysięcy) niż za dnia i to naprawdę wszędzie, a im bliżej północy, tym gorzej. Krążyliśmy zmarznięci, byleby tylko doczekać pokazu fajerwerków przy Moście Łańcuchowym. No i w końcu zaczęło się… Tłum krzyczał radośnie, wszędzie kolorowe wybuchy, sztuczne ognie, race, lał się szampan — klimat super, ale raczej nie dla każdego. Trochę to przypominało duże imprezy piłkarskie. Chwilę później morze ludzi wylało się na ulice. Strzelano fajerwerkami pod nogami innych, nie licząc się z tym, że można w ten sposób wyrządzić komuś krzywdę. Dookoła żadnej policji; nikt tego tłumu nie kontrolował. Widzieliśmy, jak fajerwerki uderzają w czyjeś okno i rozlega się tylko dźwięk rozbijanej szyby. Widzieliśmy mnóstwo młodych, pijanych ludzi różnych narodowości, którzy śpiewali i tańczyli, jakby jutra miało nie być na tle walających się wszędzie śmieci… No i właśnie.
Z jednej strony zobaczenie tego na własne oczy było ciekawym przeżyciem. Wybuchy fajerwerków rozbłyskujące nad Dunajem wszystkimi kolorami, śpiewy, tańce, wspólne odliczanie — to wszystko zapadnie nam w pamięci na długie lata. Z drugiej strony, ten dziki tłum i brak miejsca, w którym można by było się choć na chwilę się schronić, odebrał nam nieco radości z przeżywania tych chwil. Czy zatem polecamy spędzenie sylwestra w Budapeszcie? Tak, bo to nowa i ciekawa przygoda, a samo miasto jest przepiękne o każdej porze roku, choć w słońcu zyskuje podwójnie. Magicznie musi też wyglądać pokryte śniegiem, ale nam to się nie trafiło.
Warto tutaj przyjechać na te 2-3 dni, zobaczyć na spokojnie najważniejsze atrakcje miasta, udać się do kultowych łaźni, pokorzystać z węgierskiej kuchni. Możecie też zapisać się na jedną z licznych imprez sylwestrowych, które są organizowane na przykład podczas rejsów Dunajem.
My z pewnością wrócimy do Budapesztu latem i wtedy odkryjemy jego drugą (być może lepszą, a być może gorszą) stronę.
To jest element tekstowy. Kliknij ten element dwukrotnie, aby edytować tekst. Możesz też dowolnie zmieniać rozmiar i położenie tego elementu oraz wszelkie parametry wliczając w to tło, obramowanie i wiele innych. Elementom tekstowych możesz też ustawić animację, dzięki czemu, gdy użytkownik strony wyświetli je na ekranie, pokażą się one z wybranym efektem.
To zależy. Niektóre muzea mogą być zamknięte, ale jeśli pogoda dopisuje, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby wejść na wzgórze Gellerta, zobaczyć Basztę Rybacką i Wzgórze Zamkowe lub udać się na Plac Bohaterów.
Większość sklepów jest zamknięta, ale wiele restauracji i kawiarni działa, szczególnie w centrum miasta i w turystycznych dzielnicach.
Do topowych należą rejsy po Dunaju z kolacją i muzyką na żywo i imprezy w ruin pubach (np. Szimpla Kert). Wiele osób robi też rezerwację w wybranej przez siebie restauracji blisko centrum, a później wychodzi tylko na pokaz fajerwerków.
Tak, w Sylwestra komunikacja miejska działa dłużej, a linie nocne są wzmocnione. W Nowy Rok kursuje według świątecznego rozkładu.
Najlepsze miejsca to Wzgórze Gellerta, Baszta Rybacka lub Most Łańcuchowy. Wszystkie oferują spektakularny widok na miasto i Dunaj.